Krzysztof Lewandowski
Czy wróci zima?

Na pogodę składa się bardzo wiele czynników, jak temperatura powietrza, wody, ziemi, wilgotność powietrza, prędkość wiatru, nasłonecznienie, ilość i rodzaj opadów, żeby wymienić tylko te najważniejsze.

Warunki pogodowe zależą od rejonu i inne są na biegunie, a inne na równiku. Zmieniają się też cyklicznie wraz z następowaniem pór roku, układając się w pewne charakterystyczne wzory, które nazywamy klimatem panującym na danym obszarze. W ostatnich latach naukowcy zauważyli jednak zmianę, która nie jest związana z konkretnym regionem, a także nie jest cykliczna – jest nią stopniowe i stałe ocieplanie się klimatu całej Ziemi.

Główną przyczyną tego zjawiska jest zmiana składu atmosfery ziemskiej. Jeszcze sto lat temu stężenie dwutlenku węgla w powietrzu nie przekraczało 0,002 procenta, dzisiaj jest ono sto razy większe. Ogromnie wzrosło też stężenie innych gazów: metanu, dwutlenku azotu czy freonu.

Gazy te są wynikiem niepohamowanej produkcji przemysłowej. Dwutlenek węgla dostaje się do atmosfery głównie w wyniku spalania produktów naftowych. Emitują go rafinerie, elektrownie, a zwłaszcza samochody, których z roku na rok przybywa. Metan z kolei wydzielany jest w dużych ilościach przez zwierzęta hodowlane – bydło, owce i kozy.

Gazy te gromadzą się w atmosferze, wywołując zjawisko zwane efektem cieplarnianym. Nazywa się je popularnie gazami szklarniowymi, gdyż tworzą w atmosferze Ziemi warstwę działającą podobnie do szkła lub folii w inspektach ogrodowych. Promienie światła przenikają przez nią, ale zatrzymywane są w drodze powrotnej, po odbiciu od powierzchni naszej planety, powodując przyrost temperatury powietrza. W ciągu stu ostatnich lat wzrosła ona o 0,6oC, co może wydawać się skokiem niewielkim, ale poprzednio taki przyrost trwał kilka tysięcy lat. W dodatku, tempo zmian rośnie i pod koniec XX wieku przyrost wynosił 0,2 stopnia w ciągu dekady. Prognozy naukowe mówią zaś o ociepleniu w tym stuleciu sięgającym 2 do 8 stopni. Skutki tak nagłych zmian klimatu planety odczuwamy już dziś w postaci anomalii pogodowych i kataklizmów wywołanych trudnymi do przewidzenia zjawiskami atmosferycznymi.

W czarnych scenariuszach, jakie tworzą uczeni, jako wynik zanieczyszczenia atmosfery gazami szklarniowymi przewiduje się znaczne ocieplenie oceanów, co spowoduje uwolnienie ogromnych ilości metanu znajdującego się w ich dolnych warstwach. To z kolei będzie przyczyną zmiany kierunku i prędkości prądów oceanicznych, mających decydujący wpływ na klimat panujący na Ziemi.

Proces ten daje o sobie znać już dzisiaj w postaci wymierania raf koralowych w Ameryce Środkowej oraz formacji okrzemków, które zastępowane są kokolitowcami – organizmami hamującymi proces samooczyszczania się wód oceanicznych, które nie dopuszczają światła słonecznego do jego głębszych warstw. W ostatnim czasie dużo się też mówi o możliwym „lokalnym” zlodowaceniu północnej Europy, jako skutku zmiany trasy Prądu Zatokowego, będącej wynikiem topnienia lodowców na skutek ocieplenia. Już dziś niespotykane w historii serie bardzo mroźnych zim w Kanadzie i W. Brytanii skłaniają do zastanowienia.

Ocieplenie klimatu ziemi grozi także przekształceniem „zielonych płuc planety”, czyli lasów tropikalnych, w tereny pustynne. Ponieważ lasy pochłaniają ogromne ilości dwutlenku węgla, ich brak spowodowałby dalszy wzrost stężenia tego związku. W wyniku wzrostu średniej temperatury powietrza i wody, stopnieniu uległoby wiele lodowców okołobiegunowych, czego skutkiem byłoby podniesienie poziomu wód w morzach i oceanach o 0,5 do 1 m. Rozpuściłyby się też wszystkie lodowce alpejskie.
Według przedstawianych przez naukowców scenariuszy, wiele zamieszkałych terenów zostałoby zalanych wodą – Holendrzy na przykład utraciliby kilka procent swojego dzisiejszego terytorium, a niektóre wyspy oceaniczne w ogóle zniknęłyby z mapy świata.

Trudno dziś przewidzieć pełne skutki efektu cieplarnianego, ale na pewno nie przeżyje takich zmian wiele gatunków roślin i zwierząt. Przy wzroście temperatury zwiększy się też parowanie, będzie zatem więcej chmur i opadów, a mniej słońca. Przedsmakiem tych niekorzystnych przemian są nowe trasy prądów atmosferycznych, które, ścierając się, przybierają postać huraganów i trąb powietrznych oraz wywołują gwałtowne opady, powodujące powodzie.

Jedynym sposobem przeciwdziałania temu globalnemu procesowi jest ograniczenie emisji gazów cieplarnianych. Aby ustrzec świat przed tym zanieczyszczeniem środowiska, cztery lata temu w japońskim mieście Kioto przedstawiciele państw uprzemysłowionych, odpowiedzialnych za większą część emisji dwutlenku węgla i metanu, wynegocjowali umowę o ich stopniowej redukcji, począwszy od roku 2012,. Umowę tę podpisał także Bill Clinton, prezydent kraju, który emituje do atmosfery ponad połowę związków powodujących ocieplanie klimatu. Wielkość tej emisji oblicza się w tonach węgla (będącego składnikiem CO2) przypadających na jednego mieszkańca danego kraju i przeciętny mieszkaniec Stanów Zjednoczonych jest odpowiedzialny za ponad 5 ton węgla wypuszczanego w postaci gazu do atmosfery. Dla porównania, na statystycznego Hindusa przypada 0,2 tony, a na Polaka poniżej 1 tony. Z tego powodu podpis amerykańskiego prezydenta pod protokołem końcowym z Kioto był tak ważny dla stabilizacji klimatu.

Niestety, następca Clintona, prezydent George Bush, odciął się od decyzji swego poprzednika i ogłosił światu, że układ nie zostanie ratyfikowany, gdyż USA nie stać na taką operację. Z oświadczenia tego wynika, że najbogatszy kraj na świecie jest bezradny wobec globalnego zagrożenia, którego jest głównym sprawcą.

Po takim oświadczeniu losy traktatu z Kioto stanęły pod znakiem zapytania.
Na szczęście jednak, pozostali przywódcy świata nie dali za wygraną i na konferencji, jaka odbyła się w lipcu tego roku w Bonn, postanowili ratyfikować układ mimo jego bojkotu przez największego sprawcę zanieczyszczeń atmosfery – USA.

Starsi ludzie pamiętają jeszcze mroźne i śnieżne zimy, jakie panowały w Polsce przed kilkudziesięciu laty. Czy wróci zima? – zdają się dziś pytać nie tylko dzieci.

(lipiec 2002)
Krzysztof Lewandowski